
W ostatnich dniach wpadły nam w ucho najnowsze utwory obu zasłużonych i swego czasu niezwykle popularnych w naszym kraju wykonawców. Wcale nie jakieś wielkie powroty po paru latach przerwy, bo obaj panowie regularnie produkują i wydają, tylko że...
W obu przypadkach pomyśleliśmy sobie, że postanowili – przynajmniej na chwilę – wrócić do swoich korzeni. Przy okazji oddalić się od dzisiejszych, super modnych trendów, na rzecz stworzenia uniwersalnego, klubowego killera.

Nie wszyscy może pamiętają, ale Joy Kitikonti to był pierwszy gość w historii, który na dużym polskim evencie czy festiwalu (w tym przypadku Sunrise) zagrał mrocznego, minimalowo-technicznego seta. Teraz wydał epkę dla Neurotraxx, teoretycznie główny track jest w dość głębokim klimacie, ale obok znajduje się numer, który jest ewidentnym nawiązaniem do „Dirty Summer”. Może nawet zbyt ewidentny, choć z drugiej strony nikt wcześniej tak się nie zainpirował tym numerem, więc może musiał to zrobić sam Kitikonti? Jest moc w „The Real Goddess”, ciekawe co pomyślą ci, co „Dirty Summer” nie znają.


Joy Kitikonti - The Real Goddess (Original Mix)
U Tocadisco nie mamy do czynienia z nawiązaniem do swojego starego przeboju, ale jego „Jump” też trudno przesądzająco zaliczyć do któregoś z dzisiejszych gatunków muzycznych. Wydany został u Aokiego, ale to raczej klubowy banger w starym stylu, wymykający się klasyfikacjom, zorientowany na rozniesienie parkietu – udałoby mu się to 10 lat temu, 5 lat temu i pewnie uda się i dzisiaj. Co sądzicie o „Jump”? Powinno Was rozruszać w ten szary i deszczowy dzień!


Tocadisco - Jump
Axel. : mam to na winylu, jeden z kawałków życia :)
mi ten numer bardziej przypomina kawałek
sztos :D
Jeśli zaś chodzi o Jump to gdyby nie było podpisane Tocadisco to skojarzył bym to z Bingo Players... ale być może sie mylę ;)