Czy to jednak nie przesada, że "A Town Called Paradise" zawiera 17 kawałków, które prawie niczym się od siebie nie różnią? Z małymi wyjątkami, jak imprezowe 'Can't Forget' czy 'Light Years Away'? Narzekaliśmy na "Red Lights", a to jedyny numer na płycie, który ma coś wspólnego z groove'em, dzięki bardziej naturalnemu, housowemu clapowi. Płakaliśmy przy "Wasted", a to może utwór o obiektywnie najbardziej wyróżniającej się w tym tłumie melodii. No chyba że weźmiemy pod uwagę "Set Yourself Free", gdzie użyto porywającego motywu ze znanego wcześniej "Pair of Dice".

Prawdopodobnie najciekawiej, przynajmniej na pierwszy rzut ucha, prezentują się nagrania z Icona Pop i Ladyhawke, bo po kilku trackach z wokalami Matthew Komy (i innych facetów, śpiewających tak samo jak on) ma się po prostu męskich głosów serdecznie dość. Nawiasem pisząc ciekawe ile takich mdłych numerów ze śpiewającymi panami w rolach głównych właśnie powstaje i ilu jeszcze dane nam będzie słuchać?
Jeżeli ktoś narzekał na "Kaleidoscope", tym razem niech nawet nie włącza. Trzeba mieć wybitnie dobry nastrój i wyjątkowo pozytywne nastawienie do Tiesto, żeby nie ziewać tutaj przez prawie cały czas słuchania. Aż trudno nam uwierzyć, że taki ktoś jak Tiesto nie potrafi znaleźć sobie kilku takich współpracowników, którzy postaraliby się o to, żeby brzmieniowo i kompozycyjnie nie było aż tak nudno.
FRAGMENTY WSZYSTKICH UTWORÓW:
http://www.beatport.com/release/a-town-called-paradise/1321326
1. Marcin ma rację- najgorszy album w karierze Tiesto
2. Beatport i jego hahahaha....progressive house:):)
3. Nie wiedziałem, że Sultan & Shepard również tak nisko upadli....
4. Jak w utworze Lady Punk---"Mniej niż zerooooo"......
Skoro aktualny Tiesto tak bardzo patrzy na kariere i sukces to dziwie sie, ze jeszcze nie wydal swoich wlasnych wtyczek do produkcji muzyki...
Moglby sporo zarobic na naiwnych, mlodych producentach (ktorych jest aktualnie chyba wiecej niz fanow muzyki...) ktorzy je kupia dla tego 'wyjatkowego' brzmienia Tiesto. 'Super Tiesto EQ' - przepis na sukces w EDM.
Jedyny utwór który mi się całkiem spodobał z tego albumu to "Rocky". O reszcie nawet nie ma co wspominać, bo jak dla mnie wszystko zlewa się w jedną wielką papkę.
P.S. Albumu deadmau5 nie miałem jeszcze okazji przesłuchać niestety, dlatego gdy uczynię to w weekend to postaram się dać komentarz jak nie zniknie temat o jego albumie z głównej FTB :)
Tak więc ja już raczej dam sobie spokój z setami i wydawnictwami pana Tijsa... Co z tego, że romansował z deepami skoro stworzył nam takiego "potworka" ;)
Tak przy okazji kolejnej dyskusji o "komercyjnych" utworach, polecam (nie taki już) nowy album pani Lindsey Stirling. Wiele tam modnych dźwięków ale dość ciekawie brzmiących wespół ze skrzypcami autorki ;)
Świetnie ujęte ;) Album smutny jak okładka i on sam na tej okładce :)